Marnotrawstwo okazjonalne: te kosztowne, pałacowe siedziby urzędów gminnych i powiatowych, to zawłaszczanie coraz to nowych budynków na „filie” biurokracji wojewódzkiej, te „aqua-parki”, które plajtują z braku chętnych gości, te pieniądze na „dotowanie kultury” w postaci kiczu, tandety i hucpy… Forsa budżetowa lub „z Brukseli”. Ale z okazjonalnym marnotrawstwem grosza publicznego jeszcze pół biedy: z trudem, bo z trudem, ale obywatelskie inicjatywy mogą te „okazje” ujawniać, blokować, udaremniać. Tak, jak stało się to na przykład z festiwalem „Camerimage” w Łodzi, który znalazł sobie potem żerowisko w Bydgoszczy, skąd musiał wynieść się do Toruniu.
Gorzej ma się sprawa z marnotrawstwem, by tak rzec, systemowym, zinstytucjonalizowanym, trudnym lub wręcz niemożliwym do oddolnego zablokowania bez poważnych zmian w prawie, bez ustaw, które -jak wiadomo – wymagają co najmniej większości sejmowej. W 1998 roku w ramach tzw. reform Buzka ustanowiono w Polsce trójstopniowy podział administracyjny kraju na województwa, powiaty i gminy. Spierano się co do pożądanej liczby województw (25 – czy 10?), ostatecznie jest ich 16. Co do gmin – nie było większych kontrowersji, te podstawowe, naturalne wspólnoty były mocno osadzone w tradycji. Najbardziej kontrowersyjna była sprawa powiatów: zachować je, czy zlikwidować jako zbędny szczebel administracyjnego podziału kraju? Przeciwne powiatom było początkowo PSL- spekulując prawdopodobnie, iż wobec ich likwidacji to właśnie kadry partyjne PSL obsadzą kadrowo szczebel wojewódzki… Jednak wobec naporu kadr partyjnych rządzącej wówczas koalicji AWS-UW na posady wojewódzkie – PSL nieoczekiwanie zmienił zdanie i poparł powiaty… Krążyły uporczywe pogłoski, że w zamian za poparcie „wiekopomnych reform” Buzka –PSL-owi zagwarantowano na wieki wieków kadrową obsadę powiatów. „ Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było, jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było”- mawiał dobry wojak Szwejk. A było tak, że wskutek tych reform biurokracja zwiększyła się w Polsce skokowo!
Historia powiatów w Polsce sięga głęboko wstecz, w historię – ale były one niemal zawsze związane ze strukturą sądowniczą i skarbową. Powiat był okręgiem sądowym i skarbowym, co miało sens.Taka sytuacja utrzymywała się do rozbiorów; pod rozbiorami narzucono okupowanym ziemiom polskim i ich ludności rozwiązania administracyjne okupantów. Powiaty powróciły w II Rzeczpospolitej, ale w skromnym wymiarze kompetencyjnym, zbliżonym do przedrozbiorowego.
Przeciwnicy ustanowienia struktury powiatowej argumentowali przed 1998 rokiem, że zamiast powiatów i ich biurokracji wystarczyłyby dobrowolne związki gmin do realizacji poszczególnych zadań, a pieniądze podatkowe przeznaczone na powiaty zostałyby lepiej wykorzystane na szczeblu gminnym: bliżej obywatela, mieszkańca. Podlegałyby także lepszej obywatelskiej kontroli co do zasadności ich wydatkowania. Niestety, sejmowy bój wygrali zwolennicy powiatów -utworzono ich 314 plus 60 miast „na prawach powiatów” i 335 „miast powiatowych”. Pokaźna i kosztowna armia biurokratyczna!
Co więcej – przydano kompetencji powiatom, kompetencji „ponadgminnych: to już nie tylko okręg (rejon) sądowy czy podatkowy, ale i „walka z bezrobociem, ochrona zdrowia, podatki, kultura, drogi publiczne, gospodarka wodna, rolnictwo”… Czy jednak z perspektywy powiatowej naprawdę widać lepiej, czego potrzebują mieszkańcy gmin? Czy powiat wie lepiej, jak wydawać pieniądze publiczne, niż gmina? Czy dobrowolne związki gmin, wyposażone w powiatowe dotąd pieniądze, nie gospodarowałyby lepiej, skuteczniej, oszczędniej?…
Oto pewien mieszkaniec pewnej wsi – rodzina 6-osobowa – rozbudował swój dom; ukarany został grzywną w wysokości 50 tysięcy złotych, wymierzoną przez „powiatową architekturę” za brak zezwolenia na rozbudowę. Okazało się wszakże, że dopełnił wszystkich formalności; powiatowa sitwa „w architekturze” powiadomiła go telefonicznie, że może rozbudować, ale nie doręczyła mu decyzji; podczas rozpoczętej rozbudowy domu nasłana kontrola „stwierdziła brak decyzji pisemnej” i przywaliła tę grzywnę…
Tymczasem okazuje się, że nie w gminach – najbliższych obywatelowi i mieszkańcowi – ale właśnie w powiatach (i województwach) następuje najszybszy wzrost biurokracji i najszybciej wzrastają jej zarobki. Im dalej od obywatela- tym większe marnotrawstwo publicznego grosza?
Trudne do zwalczania, bo systemowe: wpisane ustawą w ustrój państwa.