Kiedy w grę wchodzą pieniądze publiczne, możemy zapomnieć o niezależności mediów i obiektywnej informacji dziennikarskiej.
Nie ma nic złego w tym, że prywatne firmy wykupują w prasie reklamy na zasadach rynkowych, czyli więcej płacąc tam, gdzie jest większy nakład. Gorzej, gdy do tego wchodzi ideologia, polityka i szemrane powiązania towarzysko-biznesowe. Okazuje się, że spółki Skarbu Państwa, które są przecież kontrolowane przez polityków, decydują o wydawaniu swoich wielomilionowych budżetów reklamowych nie według zasad rynkowych, a politycznych. Podobnie wygląda sytuacja z reklamami i ogłoszeniami ministerstw i innych urzędów. Gazety czy telewizje rządowe lub prorządowe otrzymują z tego tytułu mnóstwo pieniędzy, podczas gdy media kojarzone z opozycją polityczną – drobne sumy lub nic.
Rządzący wspierają swoich
Z analizy opracowanej przez prof. Tadeusza Kowalskiego z Wydziału Dziennikarstwa, Informacji i Bibliologii Uniwersytetu Warszawskiego wynika, że w latach 2015-2020 126 spółek Skarbu Państwa wydało na reklamę 5,43 mld zł, a wydatki reklamowe rządu i urzędów centralnych na reklamę tylko w 2020 roku wyniosły ok. 383 mln zł. Ewidentnie faworyzowane były media prorządowe: TVP, Polskie Radio, „Gazeta Polska” czy „Sieci”, a dyskryminowane media krytycznie oceniające władzę, takie jak TVN, Radio Zet, „Gazeta Wyborcza”, „Newsweek” czy „Polityka”. Wśród dzienników w 2020 roku „Gazeta Polska Codziennie” prawie 29% przychodów z reklam uzyskała od spółek Skarbu Państwa, podczas gdy „Gazeta Wyborcza” z reklam tych spółek dostała mniej niż 1% jej łącznych przychodów reklamowych. Z kolei wśród magazynów w 2020 roku „Gazeta Polska” aż 43% przychodów z reklam uzyskała od spółek Skarbu Państwa, a „Newsweek Polska” i „Polityka” – zero.
Jednak nie jest to nic nowego. Za rządów PO sytuacja była identyczna – również najwięcej reklam państwowe spółki i urzędy wykupywały w prorządowych mediach. Różnica jest taka, że były nimi aktualne media antyrządowe, które teraz narzekają na swoją sytuację. Utworzony w 2013 roku parlamentarny zespół ds. obrony wolności słowa opublikował raport, z którego wynika, iż w latach 2008-2012 aż 51,6% wydatków KPRM i ministerstw rządu Donalda Tuska na ogłoszenia i reklamy w dziennikach ogólnopolskich poszło do „Gazety Wyborczej”. W 2012 roku ministerstwa zamówiły w prorządowej Grupie TVN ogłoszenia i reklamy za prawie 6,5 mln zł, podczas gdy w bardziej wtedy obiektywnej TVP – 3,8 mln zł. Co więcej, posłowie ze wspomnianego zespołu zwrócili uwagę na rażące dysproporcje w wydawaniu publicznych pieniędzy, kiedy to „Gazeta Wyborcza” uzyskiwała gros reklam, w kontraście do „Naszego Dziennika” czy dobrze sprzedającego się tygodnika „Gość Niedzielny”.
Brak obiektywizmu
Oczywiście w takiej sytuacji trudno w ogóle mówić o obiektywizmie mediów. Te rządowe i prorządowe nie będą pisały i mówiły o nieprawidłowościach wśród polityków koalicji rządowej, by nie stracić finansowej kroplówki, a te opozycyjne albo na złość za brak zleceń reklamowych staną się jeszcze bardziej antyrządowe, jednocześnie jeszcze bardziej, również nieobiektywnie, wybielając opozycję, albo zaczną być prorządowe, by jednak te reklamy ze spółek Skarbu Państwa pozyskać (taka tendencja zauważalna jest w Polsacie). W tym kontekście można mówić, że media stały się tubami propagandowymi do wynajęcia niemającymi nic wspólnego z obiektywnym przekazywaniem informacji, czym teoretycznie powinny się zajmować. Dziennikarze chętnie prezentują rządowy punkt widzenia jako obiektywny po to, by ich pracodawca uzyskał wsparcie finansowe od podatników. To samo bez skrępowania robiły obecne media antyrządowe, kiedy ich protektorzy byli u władzy.
Jednym słowem, pieniądze publiczne wydawane na reklamy pogłębiają uzależnienie i brak obiektywizmu w przekazywanych informacjach. Ma to niewiele wspólnego z rzetelnym dziennikarstwem, a media stały się narzędziem, za pomocą którego rządzący manipulują coraz bardziej ogłupiałym społeczeństwem. Jednak trzeba sobie uświadomić, że nie ma w tym nic niezwykłego. Dziennikarze sprzedają się władzy tak samo, jak dotowani z budżetu albo funduszy unijnych artyści czy naukowcy. Bo problemem jest to, że pieniądze publiczne w ogóle są wydawane na takie cele.