piątek, 31 marca, 2023
Google search engine
Strona głównaOpinieZadłużeniowa hipokryzja władzy

Zadłużeniowa hipokryzja władzy

Niezależnie kto w Polsce rządzi, cały czas rośnie zadłużenie publiczne, którego wysokość jest na dodatek ukrywana za pomocą kreatywnej księgowości.

Według szacunków Ministerstwa Finansów na koniec czerwca 2021 roku zadłużenie Skarbu Państwa wyniosło 1133,6 mld zł. Oznacza to, że od początku tego roku zadłużenie wzrosło o około 36 mld zł. Z kolei na koniec lutego 2020 roku, czyli tuż przed wybuchem koronawirusowej histerii, dług wynosił 997,4 mld zł, czyli był niższy o ponad 136 mld zł, mimo że większości wydatków na walkę z pandemią nie jest ujęta w budżecie. Niestety z prognozy Ministerstwa Finansów wynika, że na koniec 2021 roku dług publiczny jeszcze wzrośnie i sięgnie 1478,8 mld zł. W ciągu dwóch pandemicznych lat Polska zadłużyła się mniej więcej tyle, ile w ciągu poprzednich dziesięciu.

Wypychanie wydatków

Całkiem inaczej zadłużenie publiczne liczy Unia Europejska. Według metodologii unijnej zadłużenie polskiego sektora finansów publicznych jest jeszcze wyższe i na koniec pierwszego kwartału 2021 roku sięgnęło kwoty 1389,8 mld zł. Skąd ta różnica? Otóż coraz większą część wydatków publicznych rząd przesuwa do różnego rodzaju funduszy i agencji, a obligacje emituje nie Skarb Państwa, a Polski Fundusz Rozwoju i Bank Gospodarstwa Krajowego. W ten sposób ukrywa je przed Unią Europejską i opinią publiczną. Jak wyjaśnia „Rzeczpospolita”, wynika to m.in. z nieodpłatnego przekazywania „różnym instytucjom obligacji państwowych zamiast dotacji, które musiałyby być ujęte w budżecie. W ten sposób kwotą aż 18,3 mld zł rząd zasilił m.in. TVP, Polskie Radio, Polski Fundusz Rozwoju, Agencję Rozwoju Przemysłu, Bank Gospodarstwa Krajowego, spółki infrastrukturalne i uczelnie wyższe. Do Funduszu Solidarnościowego, Funduszu Przeciwdziałania Covid-19 i Rządowego Funduszu Rozwoju Dróg poza budżetem trafiło aż 41 mld zł. Kolejne 11,6 mld zł to tzw. wydatki niewygasające, czyli takie, które rząd przenosi z danego roku na początek roku następnego, w ten sposób wyłączając je z bieżącego budżetu”. – Rząd osłabia przejrzystość finansów państwa. Wypychanie wydatków poza budżet przybrało bezprecedensową skalę – mówił podczas prezentacji wyników kontroli wykonania budżetu państwa za 2020 rok Marian Banaś, prezes Najwyższej Izby Kontroli. – Kreatywna księgowość może doprowadzić do poważnego kryzysu, którego ofiarami mogą paść obywatele. Dlatego opinia publiczna ma prawo wiedzieć, w jakiej kondycji są finanse państwa – dodał.
Sprawą zajęli się politycy Konfederacji. Podczas konferencji prasowej w Sejmie Piotr Sterkowski z partii Korona wskazywał, że „rząd PiS zastosował bezprecedensowe mechanizmy służące wypychaniu wydatków poza budżet, a stosowanie kreatywnej księgowości może prowadzić w niedalekiej przyszłości do poważnego kryzysu gospodarczego, tak jak kiedyś w Grecji”. – Nie wolno naruszać konstytucyjnego progu deficytu, a kreatywna księgowość nie prowadzi nigdy do sukcesów ekonomicznych – stwierdził z kolei poseł Krzysztof Tuduj, wiceprezes Ruchu Narodowego. – Pandemia spowodowała ogromne wzrosty deficytu i długu, ale nie wiemy dokładnie, jaki jest ten stan, dlatego że rząd zastosował cały szereg tzw. sztuczek księgowych po to, aby go ukryć. Są pewne dane, które musiały być przedstawione, np. Eurostat żąda informacji o rzeczywistym wzroście zadłużenia polskiego państwa. Wiadomo, że ono wzrosło o 300 mld zł. Rząd pokazał, stosując swoją własną metodę, że całe państwo polskie miało deficyt około 80 mld zł, więc jasne jest, że gdzieś zostało przynajmniej sto kilkadziesiąt miliardów złotych ukryte i mniej więcej wiemy gdzie – stwierdził z kolei w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Biznes prof. Witold Orłowski, ekonomista z Akademii Finansów i Biznesu Vistula oraz Politechniki Warszawskiej.

Próg ostrożnościowy

Rozbieżność poza samą statystyką ma też inne konsekwencje. Przy metodologii polskiej trudniej przekroczyć 60% konstytucyjny próg zadłużenia, co z kolei rodzi poważne konsekwencje dla finansów publicznych. Otóż według krajowego sposobu liczenia zadłużenie publiczne wzrosło z 43,3% PKB na koniec 2019 roku do 48% PKB na koniec 2020 roku. Natomiast zgodnie z metodologią unijną – z 45,6% PKB do 57,5% PKB, niebezpiecznie przybliżając się do progu ostrożnościowego. Dlatego też rząd zaplanował, że zadłużenie publiczne na koniec tego roku wyniesie 59,99% PKB. I usprawiedliwieniem nie jest to, że zadłużenie Polski w relacji do PKB było istotnie niższe niż dla całej Unii Europejskiej (90,7%) czy strefy euro (98%). Dlaczego mamy się porównywać do gorszych, a nie do mądrzejszych? W Nowej Zelandii dług publiczny wynosi 27% PKB, a w Rosji – 17,8% PKB. Choć nawet w UE są kraje stosunkowo mało zadłużone, jak Estonia (18,2% PKB, przed pandemią 8,4%) czy Bułgaria (24,2% PKB). Jednak należy uczciwie napisać, że ukrywanie części długu publicznego to nie wynalazek PiS. Dokładnie do samo i z tych samych powodów robiły władze za rządów PO-PSL. Wydatki były wypychane poza budżet państwa, np. wydatki na drogi zostały przeniesione do funduszu drogowego. W 2012 roku BCC informował, że w efekcie przesunięcia części drugiego filaru do ZUS zostanie stworzy nowy, pomijany przez rząd, dług w wysokości 1,9%, którego realna wartość miała wzrosnąć jeszcze bardziej w kolejnych latach – do 5,2% PKB w 2015 roku. Za rządów Donalda Tuska doszło też do likwidacji tzw. dyscyplinującej reguły wydatkowej. Ten pierwszy próg ostrożnościowy zakazywał uchwalania budżetu, w którym relacja deficytu do dochodów budżetowych byłaby wyższa niż w roku poprzednim, jeśli dług publiczny przekraczał 50% PKB. Natomiast kreatywna księgowość ministra finansów Jacka Rostowskiego przeszła do legendy. „Pojawia się coraz więcej szczegółów związanych z wykonaniem budżetu za 2012 rok i wyłania się z tego obraz coraz bardziej przerażający. Skalę kreatywnej księgowości ministra Rostowskiego można już mierzyć dziesiątkami miliardów złotych” – pisał wtedy na swoim blogu Zbigniew Kuźmiuk, ówczesny poseł PiS.

Spłacą podatnicy

PiS i PO, będąc w opozycji, krytykują przeciwnika politycznego, mimo że kiedy są u steru władzy, robią dokładnie to samo, na przykład podnoszą podatki, wprowadzają szkodliwe regulacje utrudniające życie zwykłym ludziom i przedsiębiorcom czy właśnie zwiększają zadłużenie publiczne. W odniesieniu do tego ostatniego każda koalicja rządowa uskutecznia kreatywną księgowość ze szkodą dla przyszłych podatników, którzy będą musieli te długi spłacać. Biorąc to pod uwagę, nie ma znaczenia, czy rządzi PiS z przybudówkami czy PO z koalicjantem. Skutek ich decyzji jest jednakowo niekorzystny dla kieszeni podatnika.

PODOBNE ARTYKUŁY

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here

- Advertisment -
Google search engine

POPULARNE

OSTATNIE KOMENTARZE